piątek, 19 maja 2017

Królewska klatka | Victoria Aveyard [przedpremierowo]






Czy wspominałam już, jak bardzo nie mogłam doczekać się tego tomu? Chyba milion razy, prawda? Trudno - powiem to jeszcze raz, dobitnie i szczerze. Czekałam na "Królewską klatkę" od chwili zakończenia drugiej części serii, bo autorka zostawiła nas z wieloma pytaniami i gigantyczną pustką w sercu. Czy Victoria Aveyard sprostała moim oczekiwaniom?


 Tytuł oryginalny: The King's Cage
Autor: Victoria Aveyard
Seria: Czerwona królowa #3
Liczba stron: 558
Czas czytania: 2 dni



Kiedy tylko książka trafiła w moje ręce, zabrałam się za nią z mętlikiem w głowie i przeczytałam jej znaczną część podczas tego jednego posiedzenia - potwierdza to, że jest ona niesamowicie lekka w czytaniu, wciągająca i przyjemna dla czytelnika. Autorka nie zmieniła swego pióra, więc dalej utrzymuje się on w młodzieżowym stylu. Nie odbiera jej to jednak wyjątkowości, bo Victoria naprawdę dobrze pisze.

Co u bohaterów? Otóż dzieje się i to dużo. Strony wypełniała akcja, akcja i jeszcze raz akcja, co wyróżnia ten tom na tle drugiego, którego początek rozkręcał się wolno. Mare utrzymuje swoje stanowisko silnej i niebezpiecznej babki ze "Szklanego miecza", a to łechtało moje serce, bo naprawdę kocham jej kreację na Widmo Zemsty i Walki (sama to wymyśliłam, więc nie oceniajcie). Nie musicie się bać, nie dała sobie w kaszę dmuchać. Trzeba jednak pamiętać, że wspomnienia śmierci brata, ogromne poczucie winy i klęski wciąż goszczą w jej głowie, więc bez okresowego smęcenia się nie obyło. Pomyślmy jednak, czy bez tego książka byłaby aż tak autentyczna? Czasami irytowało mnie jej wieczne wycofanie, ale nie mogę powiedzieć, że jakoś szczególnie mnie tym do siebie zraziła.
Jak można domyślić się po opisie, ten tom pełen jest Maven'a, a to, przynajmniej dla mnie, kolejny powód, by pokochać tę książkę. Tego chłopaka albo się lubi, albo nienawidzi, a ja go kocham i bronię zawsze, gdy tylko usłyszę złe słowo (ale ja tak mam z każdym czarnym charakterem, więc ponownie - nie oceniajcie). Mimo jego wiadomych czynów i tej całej otoczki bad boy'a warto zwrócić uwagę na jego dobrą kreację - autorka dobrze oddała jego problemy, niezdecydowanie, wahania nastrojów, zagubienie. Podkreśliła, że pod maską "tego złego" kryje się chłopak, który został wychowany tak a nie inaczej i który musi stawić czoła całemu królestwu. Więcej wam nie powiem, bo musicie przekonać się sami, ale zdecydowanie Maven'a zaliczam do plusów. 


W "Królewskiej klatce" obserwujemy walkę dwóch grup społecznych i sam obraz rebelii został ciekawie ukazany. Dobrym pomysłem autorki było podzielenie narracji między dwóch bohaterów - zamkniętej z ludźmi króla Mare oraz Cameron walczącej z królem jako członek Szkarłatnej Gwardii. 

Myślę, że trzeci tom nie jest aż tak dobry jak pierwszy, ale fani całej serii na pewno się nie rozczarują, bo wszystko to, co powinna mieć ta historia, zostało w niej zawarte. 
Ze zniecierpliwieniem przerzucałam kolejne kartki, zagłębiałam się w fabule i spędzałam naprawdę, naprawdę przyjemne chwile.  "Królewska klatka" to spiski, odkrywanie tajemnic bohaterów, bunty i walki. Chociaż chwilami męczyły mnie przydługie opisy i wielokartkowe rozdziały. Mój głód "Czerwonej królowej" został na chwilę zaspokojony, ale już ostrze sobie zęby na dalsze części, bo tak, po raz kolejny zostawiono nas z szeroko otwartymi oczami i dużym niedosytem. Obawiam się tylko niepotrzebnego rozwlekanie tematu, jednak jest za wcześnie na zamartwianie się tym.

Książka jest gruba, porządnie wykonana i ma piękną okładkę, więc i pod tym względem dorównuje poprzednim tomom. Osobom, które mają je już za sobą, polecam czym prędzej zabrać się za "Królewską klatkę". 
Nowi czytelnicy na sali? Super, to wasz moment, aby dać się skusić i przekonać na własnej skórze, czy moje ochy i achy są słuszne. Nie powiem, że nie ma tutaj wad, bo chyba idealnej książki nie napisał jeszcze nikt, ale jako książka młodzieżowa "Czerwona królowa" prezentuje się wyśmienicie i dostarcza tego, czego szukamy w fantastyce - ciekawych bohaterów, zwrotów akcji, przemyślanego tła i pomysłu. Myślę, że spośród wielu niepotrzebnych, identycznych zapychaczy książkowego rynku nastawionych na młodzież, "Czerwona królowa" i jej kolejne tomy są naprawdę warte uwagi. 

MOJA OCENA: 8/10

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte!

środa, 17 maja 2017

Seria "Czerwona królowa"


2 lata temu skuszona niesamowitą okładką sięgnęłam po serię, która miała nie wyróżniać się na tle innych, a być zwykłą guilty pleasure. Miała nie wnosić nic nowego do mojego życia, a jedynie zająć sobą mój czas. No właśnie - miała taka być, a nie była, bo jak się okazało seria "Czerwona królowa" to wspaniała fabuła, idealna dla fanów dystopii, niesamowicie bohaterowie, którzy wydają się żyć i czuć oraz zaskakujące zwroty akcji, które wyrywają z fotela! 

Myślę, że każdy z Was słyszał o tym tytule, a na pewno nieraz widział gdzieś ten piękny cover. 
Jeśli czytacie mojego bloga to, umówmy się, wiecie, jak bardzo przepadłam dla Mare, Cala i Mavena. A jeśli jeszcze jesteście ciekawi, za co ich tak pokochałam, przygotowałam dla was krótkie recenzje obu tomów w ramach przypomnienia serii przed premierą "Królewskiej klatki", a, uwierzcie mi, jest na co czekać!
Na końcu posta znajdziecie też niespodziankę, która przyda Wam się, gdy wysłuchacie już moich ochów i achów!


Czerwona królowa:

Coś, co urzekło mnie od początku to dziwny, wręcz okrutny świat, do którego wrzuciła nas autorka - bardzo dobrze go dla nas opisała i wyrobiła nam opinię na temat zasad tam panujących poprzez np buntowniczą stronę Mare. Jeśli o niej mowa to w tym tomie jest naprawdę przyjemną bohaterką, która wie, co robi, jest odważna, zaparta i samowystarczalna.
Książka łączy w sobie zarówno życie w zamku jak i szeroko pojęty wątek rebelii. Siedzimy jak na szpilkach, żeby tylko dowiedzieć się, co będzie dalej i przy okazji poznajemy nowych bohaterów. Mnie szczególnie urzekł Maven i myślałam o nim na długo po skończeniu książki.
"Czerwona królowa" była niezwykle wciągająca i po prostu przyjemna w czytaniu. Wywoływała duże emocje i trzymała w napięciu. Jeśli ktoś ma ją jeszcze przed sobą - spróbujcie, bo warto.




Szklany miecz:

Drugi tom nie pozostawił wiele do życzenia, bo akcja od początku ruszyła pełną parą! Autorka obdarowała nas ciekawym wątkiem, o którym nie mogę wiele powiedzieć, ale który mimo nużącego początku, okazał się być bardzo dobrze rozplanowany i znaczący dla całej fabuły - popchnął ją do przodu, a to chyba dobrze, że nie powielano tutaj schematów z tomu pierwszego. 
Osobą, której należą się największe brawa jest sama główna bohaterka. Mare przeszła olbrzymią przemianę i mnie osobiście jej "nowa twarz" chwyciła za serce i jeszcze nigdy jej tak nie kibicowałam. 
Więcej wam zdradzać nie będę, ale "Szklany miecz" to idealne wprowadzenie do finału, który będzie... rozpierniczał system i to totalnie! (Wybaczcie, imię mnie zobowiązuje do tego cytatu). 




Czy są na sali fani tej serii?! Pewnie tak, dlatego przypomnę Wam, że już 24 maja będziemy mogli powrócić do świata Mare i poznać jej dalsze losy! Nie mogę się doczekać, bo im bliżej do premiery, tym bardziej czuję to w kościach - będzie się działo. Specjalnie dla Was - fragment trzeciego tomu, aby tylko wzmocnić wasz apetyt! 

Osoby nowe serdecznie zapraszam do zapoznania się z serią, bo, na moje oko, warto dać jej szansę. 
No to może przejdźmy do tej niespodzianki? 
Kochani, Wydawnictwo Otwarte przygotowało dla Was kody rabatowe na oba tomy! 
Zniżka to aż -30%, więc namawiajcie siebie, portfele i rodziców i działajcie! 

Mam nadzieję, że seria Wam się spodoba. Zapraszam już 24 maja na recenzję "Królewskiej klatki". Już nie mogę się doczekać! 



środa, 25 stycznia 2017

Diabolika | S.J Kincaid [przedpremierowo]




Myślę, że nie ma osoby, która patrząc na tę okładkę, nie zainteresowałaby się tą pozycją. Do tego tajemniczy, chwytliwy tytuł. Nic dziwnego, że książkoholicy wyczekują jej ze zniecierpliwieniem - sama to robiłam. Czy "Diabolika" podobała mi się tak, jak tego oczekiwałam? 



 Tytuł oryginalny: The Diabolic
Autor: S.J Kincaid
Seria: brak informacji
Liczba stron: 400
Czas czytania: 4 dni









"Diaboliki NIE ZNAJĄ LITOŚCI.
Diaboliki są SILNE.
Ich przeznaczeniem jest ZABIJAĆ w obronie człowieka, dla którego zostały wyhodowane.
NIC WIĘCEJ SIĘ NIE LICZY.
Wyglądamy jak ludzie. Jesteśmy agresywni, zdolni do bezgranicznego okrucieństwa i absolutnej lojalności. Właśnie dlatego jesteśmy strażnikami zamożnych rodzin.
Służę córce senatora, Sidonii, którą traktuję jak siostrę. Zrobiłabym dla niej wszystko. Teraz, aby ją ochronić, muszę udawać, że nią jestem, zachowując w tajemnicy moje zdolności. Wśród bezwzględnych polityków walczących o władzę w imperium odkryłam w sobie cechę, której zawsze mi odmawiano - człowieczeństwo.
Mam na imię Nemezis i jestem diaboliką.
Czy mogę zostać iskrą, która rozbłyśnie w mroku imperium?"



Gdy czytałam pierwsze rozdziały, nie za bardzo wiedziałam, co się dzieje. Autorka rzuciła nas na głęboką wodę i gdyby nie opis z tyłu okładki - za pewne bym się nie odnalazła. Jednak to uczucie szybko minęło, autorka skupiła się na głównym wątku i powoli wyjaśniała swoją całą koncepcję - należą się jej wielkie brawa, bo zrobiła to bardzo rzetelnie. Częsty problem w książkach, które nie bazują na znanym nam świecie, ale tworzą coś zupełnie nowego, jest taki, że twórcy nie potrafią nam tego dobrze opisać, przedstawić, sprzedać swojej autorskiej rzeczywistości. Jednak nie w przypadku "Diaboliki" - S.J Kincaid sprytnie wplotła genezę tego świata w akcje powieści, wyjaśnienie w jaki sposób powstał. Utworzyła dużo nowych słów, postarała się, żeby wszystko wyglądało naturalnie i było łatwe do przyswojenia. 
Kolejnym plusem jest wątek poboczny książki - spór władzy i nauki. Wszelkie próby przywrócenia nauk ścisłych uznawane są przez cesarza za herezję i srogo karane. Wizja świata bez możliwości pozyskiwania wiedzy była naprawdę przerażająca i chociaż trochę mi to podchodziło pod znany wątek rebelii, zainteresowałam się i czytałam książkę z przyjemnością.
Właśnie, "Diabolikę" czyta się szybko, dzięki stylowi autorki, ale nie przechodzi się po niej jak po maśle. Mimo że to młodzieżówka, trzeba nad nią chwilę posiedzieć. Obfituje w intrygi, spiski, zwroty akcji. Obserwując poczynania Nemezis na cesarskim dworze, sami umieramy z niepokoju o dziewczynę, zastanawiamy się, czy ktoś odkrył prawdę i jak skończy się ta historia. 
Dużo osób zarzucało pozycji, że już po samym opisie czują zakazany romans. Uwierzcie mi, że to nieprawda. Fabuła jest zupełnie inna i mimo delikatnie zarysowanego romansu, akcja powieści się na nim nie skupia. Ja się na nim nie skupiałam. Osobiście nie znam książki młodzieżowej bez miłości w tle, ale tutaj nie jest to tak nachalne i przytłaczające jak mogłoby się wydawać. Jeśli ktoś wciągnie się w "Diabolikę", dostrzeże wiele plusów i zalet, na które będzie zwracał uwagę. 
Książka nie była schematyczna, ciężko było mi przewidzieć, co stanie się dalej.

Nemezis jako postać nie zarysowała się jeszcze zbyt dobrze. Jest silnym charakterem, rozsądnym. Miałam pewność, że nie zrobi żadnego głupstwa, a czytając młodzieżówki, jestem już na to uczulona. Bardzo podobała mi się także jej wierność Sydonii.

Muszę wam też wspomnieć o jej wspólnych scenach z matriarchinią. Kocham tę dwójkę, obie są waleczne, silne i gdy dochodziło do konfrontacji, nieraz wybuchałam śmiechem. Naprawdę dobry duet. 

Ostatnie rozdziały nieprzerwanie trzymają nas w napięciu! Zakończenie jest emocjonujące i nie mogę uwierzyć, że autorka miała tyle w zanadrzu. Nie wiem, czy pojawi się drugi tom, ale jeśli tak to za pewne będzie jeszcze lepszy, bardziej emocjonujący i nerwowy, chociaż i "Diabolice" tego nie brakowało. 

Podsumowując: ta książka to powiew świeżości w młodzieżówkach, dobrze wykreowany świat i dający się lubić bohaterowie. Do tego piękna okładka! 
Polecam ją fanom dystopii, stałym czytelnikom Moondrive oraz osobom, które chcą spróbować czegoś nowego. Uważam, że warto. 

MOJA OCENA: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte


wtorek, 17 stycznia 2017

Caraval. Chłopak, który smakował jak północ | Stephanie Garber [przedpremierowo]






"Każdy posiada moc kształtowania tego, co nadejdzie, jeśli tylko zdobędzie się na odwagę, by walczyć o to, na czym mu zależy."





Tytuł oryginalny: Caraval
Autor: Stephanie Garber
Seria: brak informacji
Liczba stron: 413
Czas czytania: 3 dni







"Scarlett i Tella całe życie spędziły na maleńkiej wyspie. Ich okrutny i wpływowy ojciec zaaranżował już dla Scarlett małżeństwo. Oznacza to, że jej tragiczny los jest przesądzony, a dziewczyna nigdy nie weźmie udziału w Caravalu, dorocznej grze, w której stawką jest spełnienie marzenia. Jednak szczęście niespodziewanie się do niej uśmiecha. Scarlett wraz z Tellą mają być gośćmi honorowymi mistrza ceremonii, tajemniczego Legendy. Dziewczyny widzą w tym szansę na uwolnienie się spod władzy despotycznego ojca. Ich sprzymierzeńcem zostaje przybyły zza morza Julian. Choć Scarlett początkowo nie podoba się jego towarzystwo, stopniowo ulega jego urokowi. Jednak szybko okazuje się, że Legenda uprowadza Tellę, a jej odnalezienie jest przedmiotem gry.
Czy Scarlett wygra i uratuje siostrę? Czy zainteresowanie Juliana jest prawdziwe, czy stanowi tylko element gry?"



Jestem świeżo po lekturze "Caravalu" i powiem Wam szczerze, że nigdy nie miałam w głowie takiego mętliku, jak w tej chwili.
Ta książka to jeden wielki zwrot akcji i dosłownie przepadłam, zatracając się w kolejnych stronach. A wcale się na coś takiego nie zapowiadało! Myślałam, że trafiłam na kolejną młodzieżówkę z wątkiem romantycznym w tle. Jedno musicie o tej pozycji wiedzieć - nic nie jest takie, jakie zdaje się być i gwarantuje wam, że choćbyście nie wiem od jakiej strony do niej podeszli, ona i tak was zaskoczy.
Jest świetnie rozplanowana, nawet nie umiem sobie wyobrazić, ile czasu autorka poświęciła na złożenie tego w całość i nadaniu tylu zwrotom akcji spójności.
Jeśli jeszcze się nie domyśliliście to "Caraval" zrobił na mnie ogromne wrażenie. 
To trochę tak jakby pomieszać Igrzyska Śmierci z Cyrkiem Nocy - niebezpieczna gra, której towarzyszy magia, magia i więcej magii. I nie były to zwykle czary, to było coś osobliwego, niepokojącego. Sama nie wiedziałam komu i czemu ufać, nadawało to książce niesamowitego klimatu: z jednej strony przerażający, z drugiej fascynujący.
Ostatni raz czułam coś podobnego, gdy czytałam "Alicje w krainie czarów" czy "Czarnoksiężnika z krainy Oz". Umieszczenie akcji utworu na wyspie tylko potęgowało wszystkie władające mną uczucia.


"Nikt nie jest do końca uczciwy. Nawet jeśli nie okłamujemy innych, to oszukujemy samych siebie."


Jest zdecydowanie inna niż wszystkie i chociaż wydaje się oklepana, a romans naciągany, uwierzcie, że tak nie jest, a wszystko zmienia się co kilka stron. Boję się cokolwiek na temat fabuły wspomnieć, bo wszystko może być spoilerem, ale jest naprawdę intrygująca.
Bohaterka, która wydawała mi się największą wadą, szybko zdobyła moją sympatię. Bardzo oddana i odważna osoba. Stephanie Garber świetnie kierowała jej emocjami, nadała jej ludzkie cechy. 
Jestem zachwycona tym światem, jego atmosferą. Styl pisania również zachęca do lektury, jest lekki i przyjemny. 
Poza tym książka została bardzo ładnie wydana. Okładka jest tajemnicza i magiczna, idealnie wpasowuje się w treść.


Ostatnie kilka rozdziałów czytałam, z trudem powstrzymując emocje. Siedziałam jak na szpilkach - z jednej strony chciałam poznać tajemnice i jej rozwiazanie, a z drugiej bałam się skończyć tą magiczną i osobliwą przygodę. 

Dajcie jej szansę. Naprawdę warto. Na rynku powinno pojawiać się więcej tego typu dzieł. Pierwszy rozdział nie zachęca, ale szybko wbijamy się w rytm "Caravalu" i zgłębiamy w lekturę. Niesamowicie oryginalna, nieprzewidywalna i zwyczajnie wciągająca. 

MOJA OCENA: 9/10

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję wydawnictwu Znak Literanova oraz Więcej Kultury!



piątek, 6 stycznia 2017

Księga snów | Nina George [PRZEDPREMIEROWO]






"Księga snów" zaintrygowała mnie swoim opisem, chociaż trochę się obawiałam. Reporter wojenny? Śpiączka? To chyba nie moje klimaty, na pewno nigdy nie miałam z taką tematyką styczności. Jak oceniam książkę?



Tytuł oryginalny: Das Traumbuch
Autor: Nina George
Seria: -
Liczba stron: 424
Czas czytania: 6 dni








Henri. Reporter wojenny. Żył w ciągłym zagrożeniu, jednak najbardziej przerażał go stały związek i założenie rodziny. Ratuje tonącą dziewczynkę, ale sam zapada w śpiączkę.
Eddie. Redaktorka w wydawnictwie. Kiedyś związana z Henrim. Jej ustabilizowane życie burzy informacja, że uczynił ją odpowiedzialną za podejmowanie wszystkich decyzji dotyczących jego leczenia.
Sam. Wyjątkowo inteligentny i wrażliwy trzynastolatek. Łatwo rozpoznaje uczucia innych, a emocje opisuje za pomocą kolorów. Marzy o tym, aby w końcu poznać ojca, którego losy śledził przez całe życie.
Przeszłość i teraźniejszość, rzeczywistość i marzenia, prawda i to, co się prawdą wydaje, splatają się w jedną historię. Ścieżki trójki bohaterów krzyżują się w krainie snów, gdzie zacierają się granice, a wspomnienia dają drugą szansę na życie.
Wow. To chyba odpowiednie słowo, żeby opisać, co czuję po przeczytaniu tej pozycji. Naprawdę nie sądziłam, że "Księga snów" spodoba mi się w aż tak dużym stopniu, ale właśnie tak było - totalnie przepadłam, bez opamiętania zatracałam się w kolejnych stronach.
To moja pierwsza książka tej autorki, stąd moje obawy, ale na pewno nie ostatnia. Pokochałam jej styl pisania, sposób przekazu. Nina pisze w niezwykle oryginalny i przyjemny sposób, trochę magiczny, intrygujący... miękki? Nie wiem, dlaczego, ale właśnie z tym słowem mi się on kojarzy. Uwielbiałam, gdy mieszała mi w głowie, wplatając w opowieść sny, wspomnienia, wyobrażenia. Dodawało to książce niesamowitego klimatu, odróżniało ją od innych pozycji. 
Autorka wykorzystała cały potencjał tej historii. 

Kolejnym plusem były rozdziały z perspektywy trzech bohaterów. Każdy z nich był niezwykły na swój sposób, ludzki, interesujący. 
Wątek Henriego przyciągał moją uwagę ze względu na wspomnienia z wojny i podróż między światami wywołana śpiączką.
Szczerze powiedziawszy najmniej ciągnęło mnie do rozdziałów z perspektywy Eddie, ale i tak polubiłam ją jako bohaterkę.
Nina poświęciła dużo czasu, aby opisać nam przeszłość i przeżycia każdego z nich z osobna i jestem jej za to wdzięczna, bo zdecydowanie dodawało to klimatu i urokliwości.

Czytając "księgę snów" czułam się jak w transie. Wszystkie wątki miały drugie dno i wymagały ode mnie dużego skupienia. 

Nie chcę napisać, że jest to książka trudna, bo zdecydowanie nie jest, ale nie należy też do pozycji lekkich. 
Jest osobliwa, zagmatwana, ale właśnie dzięki temu piękna i intrygująca. Zatraciłam się w niej od pierwszych stron, bo pierwszy rozdział, jako wprowadzenie, był bardzo dobry, szokujący.

Polecam ją osobom, które nie boją się książek "innych", którzy szukają niezapomnianych przeżyć i głębszych odczuć po lekturze. 
Liczę, że tak jak ja pokochacie bohaterów, ich historię i morał wynikający z treści książki.

MOJA OCENA: 9/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Najlepsze i najgorsze książki roku | Podsumowanie 2016

2016 roku pod wieloma względami okazał się dla mnie rokiem nijakim, któremu bliżej do złego niż dobrego. 
Na jego początku wzięłam udział w dwóch wyzwaniach książkowych - "Przeczytam 52 książki" oraz "Przeczytam tyle, ile mam wzrostu".
Ku chwale niebios, gwiazd i Matki Ziemii udało mi się zaliczyć oba challenge! 
Przeczytałam 67 książek, a łączna długość grzbietów wynosiła 174,4 cm, podczas gdy sama mierzę 164.
Czy uważam to za dobry wynik? Na pewno mogło być lepiej, ale i tak rozpiera mnie duma, że chociaż dwie rzeczy w 2016 roku mi wyszły.

Przejdźmy do moich dwóch TOPek - najlepsze i najgorsze książki, jakie przeczytałam w roku 2016. 
Zaczniemy od najgorszych, bo już taka ze mnie pesymistyczna osóbka.
Warto wspomnieć, że wymienione przeze mnie pozycje to nie tylko książki złe i słabe, ale też takie, które mnie wyjątkowo rozczarowały mimo moich dużych oczekiwań.

TOP 5 NAJGORSZYCH KSIĄŻEK 2016 ROKU:

1. Baśniarz 

Ten tytuł nawet nie przechodzi mi przez gardło. Boże, nigdy nie męczyłam się tak z żadną książką (chociaż przepraszam - "Drżenie" było gorsze!). Słaba kreacja bohaterów, byli tak przerysowani i sztuczni, że aż żenujący. Książka miała dziwny klimat i miałam wrażenie, że poza scenami "z baśni" była pisana na siłę. Nawet jej nie skończyłam, bo po 250 stronach podziękowałam tej autorce i nie przeczytam nic spod jej pióra do końca świata. Składam Wieczystą Przysięgę.

2. Korona

Szanowałam tę serię. 
Mało tego! Trylogia naprawdę mi się podobała i dobrze ją wspominam (chociaż była oklepana i przewidywalna). Niestety, autorka zatęskniła za dodatkowymi zerami na koncie i postanowiła napisać "kontynuację", która  jest diametralnie słabsza od pierwowzoru. Nie będę się tutaj wypowiadać na temat głównej bohaterki, bo mi ciśnienie skoczy, ale wiedzcie, że wszystko w niej jest złe i pokusiłabym się o stwierdzenie, że to czarny charakter. Osoba, który powinna być główną zaletą książki, jest jej największą wadą. Kiera Cass popełniła książkowe kamikadze.
Jeśli chcecie przeczytać "Rywalki" to tylko 3 pierwsze tomy.

3. Playlist for the dead

No cóż, przejechałam się, bo liczyłam na tę książkę, a była słaba w taki prosty i niewytłumaczalny sposób. Coś mi w niej po prostu nie grało, bohaterowie byli płascy, a rozwiązanie tajemnicy banalne.

4. Pani noc

Weszliśmy na ścieżkę "rozczarowanie" i ten tytuł jest przykładem, że książka nie musi byc fatalna, żebym mogła ją wepchnąć do tego podsumowania. 
Kocham "Diabelskie maszyny" i serce szybciej mi bije za każdym razem, gdy myślę o tej historii. "Dary anioła" też bardzo mi się podobały (od 3 tomu, bo dwa pierwsze są zwyczajnie słabe), więc normalne, że czekałam na coś nowego od pani Clare. No i się doczekałam. "Pani noc" jest interesująca, ale za długa. Zapełniona niepotrzebnymi scenami i dialogami. Wiało nudą i już myslałam, że nie podołam tym 800 stronom. 
Chociaż największą wadą tej książki jest główna bohaterka. Myślę o niej i chcę krzyczeć. Mam swój osobisty ranking złych postaci i ta tutaj znalazłaby się gdzieś między Celeaną (w mojej recenzji nieźle ją pojechałam, zachęcam), a Eadlyn z, pfu, pfu "Korony".  
Do tego jest fatalnie wykonana i złamała się w minimum 5 miejscach - wydawnictwo zaoszczędziło na kleju.




5. Ukryta łowczyni 

Jest mi tak przykro, że akurat ten tytuł się tutaj znalazł, bo "Porwana pieśniarka" była cudowna i porywająca, umierałam, czekając na kontynuację, a ona ostatecznie jest w "Top najgorszych książek...". Znowu ten sam błąd - za długa, przesadzona, w kolko owijano w niej w bawełnę i zapychano strony przypadkowymi scenami. Cecile, którą tak szanowałam, straciłam "to coś" i zaczęła mnie denerwować. Do tego rozwiązanie tajemnicy było do przewidzenia i trochę oklepane.












TOP 5 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK 2016 ROKU:

Postanowiłam, że nie umieszczę tu tak oczywistych typów jak Murakami czy Sue Monk Kidd, bo byłoby to nie fair wobec innych dzieł. Ta dwójka autorów zasługuje na inną rangę "dobrych książek".

1. Szóstka wron

Na pierwszym miejscu postanowiłam umieścić "Szóstkę wron", bo ta książka do tej pory zaprząta mi myśli i wciskam ją każdej napotkanej osobie, bo czuję się lepiej z myślą, że ktoś mógłby docenić ją tak jak ja. Wszystko w tej książce było na miejscu - zaczynając od bohaterów, kończąc na fabule. Do tego wątek Niny i Matthiasa, przez który rozpływam się, padam na kolana przed autorką i uświadamiam sobie, że czytając o takich facetach, będę nieszczęśliwą singielką.
 Polecam wszystkim, a jeśli chcecie poczytać więcej ochów i achów to odsyłam do mojej recenzji.

2. Milk and honey

To nie książka fabularna, a zbiór poezji, ale pozwólcie mi się na ten temat wypowiedzieć. 
Pewnie już to wspominałam - nie czytam poezji, nie przepadam za nią, ale widząc okładkę "Milk and honey" i kilka jej fragmentów, nie mogłam się powstrzymać. To była jedna z lepszych decyzji w moim życiu, bo wiersze Rupi przedarły się przez gruby lód otaczający moje serce i zagnieździły się w jego środku. Nigdy nie czytałam czegoś tak intymnego, prawdziwego. Czuję się tak zżyta z autorką, że bardziej już chyba nie można. Jeśli nie macie problemu z angielskim - zapoznajcie się "Milk and honey", bo warto. Słyszałam, że ma powstać polskie tłumaczenie, ale uważam, że z poezją nie jest tak łatwo - tylko autor wie, jakie uczucia mają z wiersza wynikać i co chce nim przekazać, więc tłumaczenie i przekład mogą mu wiele odebrać. Oceńcie sami.


3. Król kruków

W swojej recenzji pisałam, dlaczego lubię tę pozycję, więc nie będę się powtarzać, ale naprawdę polecam. Jest niezwykle klimatyczna, tajemnicza, a przy tym intrygująca. Bohaterowie też zrobili na mnie duże wrażenie (Ronan, kocham cię), czyta się szybko i w zasadzie nie chce się jej kończyć.



4. Zanim się pojawiłeś 

Ta książka ma swoich zwolenników i przeciwników, ale ja totalnie się w niej zakochałam i przepłakałam całą noc po jej zakończeniu. Lou była oryginalna, niespotykana i pozytywna, zaczęłam zazdrościć jej tej radości i pewności siebie. Cudowna historia, ekranizacja również warta uwagi (Emilia i Sam love).
Nie muszę was chyba do niej zachęcać, bo 2016 był rokiem tej książki (i nowego Harry'ego, którego też poooolecam) i zna ją każdy książkoholik.





5. Słodka zemsta 

Ostatnia już lektura - może nie tak dobra jak poprzedniczki, ale okazała się wspaniałym zakończeniem historii, którą bardzo sobie cenię, więc zostanie ze mną na długo. Sara bawiła się moimi uczuciami i mimo że czytałam ten tom dużo wcześniej w oryginale - dalej świetnie się bawiłam.



czwartek, 22 grudnia 2016

Tajemny ogień i Tajemne miasto [PRZEDPREMIEROWO] | C.J Daugherty i Carina Rozenfeld




"Tajemny Ogień" to pierwszy tom nowej serii autorki "Wybranych". Jej debiutancka saga zrobiła na mnie duże wrażenie (a przynajmniej pierwsze tomy), więc z dużym entuzjazmem podchodziłam do jej nowej książki. Jakie są moje odczucia po przeczytaniu obu tomów? 




Tytuł oryginalny: The Secret Fire
Autorzy: C.J Daugherty, Carina Rozenfeld
Seria: The Secret Fire #1 
Liczba stron: 384
Czas czytania: 2 dni








Dzielą ich setki kilometrów, łączy przeznaczenie.
Taylor Montclair (Anglia)
Pewnego dnia wybuch złości Taylor powoduje, że przedmioty wokół niej zmieniają swoje
położenie, a silne emocje zakłócają przepływ elektryczności. Dziewczyna poznaje szokującą
prawdę o swoim pochodzeniu. Dowiaduje się, że drzemie w niej tajemny ogień.
Sacha Winters (Francja)
Setki lat temu na stosie spłonęła alchemiczka, która rzuciła klątwę na trzynaście pokoleń
pierworodnych synów z rodu jej zabójców. Sacha jest trzynasty – za osiem tygodni ma
umrzeć. Na świecie jest tylko jedna osoba, która może mu pomóc.
Czy Taylor i Sacha zdążą się odnaleźć, nim on zginie, a świat pochłonie ogień?
Pradawna moc i śmiertelna klątwa, szaleńczy wyścig z czasem i walka z przeznaczeniem. 
                                                                                                      źródło: Lubimy Czytać


To, co podobało mi się najbardziej to przeplatane rozdziały z perspektyw obu bohaterów. Na pewno urozmaicało to historię, bo Sasha i Taylor bardzo się od siebie różnili, byli innej narodowości, wychowywano ich w innych warunkach i mieli odmienne zdanie na temat ich przypadłości. Każdy we własnym zakresie poznawał siebie i swoje zdolności, ale jednocześnie wiedział, że może na kogoś liczyć.
Autorki dobrze ukazały współpracę nastolatków, początkową niepewność i powolne zyskiwanie zaufania. 
Sasha w pierwszych rozdziałach wydawał się być zupełnie kimś innym. Figlarny, nonszalancki chłopak. Jednak wraz z rozwojem wydarzeń i poszerzaniem się naszej wiedzy na temat klątwy, zaczynamy rozumieć jego zachowanie, a chwilami nawet mu współczuć. Od dziecka żył ze świadomością, że mimo niewinności czeka go kara i śmierć. Oczywiście, jak to w książkach młodzieżowych, zmienił swój światopogląd za sprawą Taylor. Nie zrozumcie mnie źle - nie dziwię się zupełnie, bo gdybym poznała kogoś z takimi samymi zdolnościami i dostała choć odrobinę nadziei na ratunek - też bym się cieszyła. 
Jeśli chodzi o Taylor to mam do niej mieszane uczucia, raczej była mi obojętna.
Brakowało jej charakteru i "tego czegoś" - była nijaka. Wydaję mi się, że miała coś z Allie z "Wybranych", była tak samo porywcza, gotowa do poświęceń, ale też nierozważna.
Myślę więc, że fani tej serii znajdą w "Tajemnym ogniu" wiele plusów i będzie im się łatwo czytało.
Jeśli o czytaniu mowa: CJ pisze naprawdę dobrze  i nie miałam problemu z wkręceniem się w fabułę. Właściwie książkę wciągnęłam w ciągu dwóch dni, bo była cienka i pełna akcji.
Działo się dużo, ciągle pojawiały się nowe pytania i zagadki do rozwiązania.
Nie spodziewajcie się po "Tajemnym ogniu" zbyt wiele - autorki zrobiły z niej typową młodzieżówkę. Chwilami była przewidywalna, naciągana, ale jednocześnie przyjemna w odbiorze. Może nie należy do najambitniejszych powieści, ale jako coś luźnego sprawdza się znakomicie. Jestem pewna, że zadowoli czytających ją nastolatków. Czymś, co wyróżnia książkę Daugherty na tle innych z tego gatunku jest spora ilość tajemnic, zwrotów akcji i wątek alchemii.
Zakończenie również robiło swoje, więc nie powstrzymując się, zaczęłam tom drugi. 

Drugi tom rozpoczyna się od wartkiej akcji, żeby powoli zwolnić, a na koniec znów przyspieszyć.
Nie do końca mi to odpowiadało, ale na pewno wydarzenia z pierwszych 50 stron zachęcają do dalszego czytania. 
"Tajemne miasto" rozpoczyna się niedługo po wydarzeniach z tomu wcześniejszego, nie ma dużego przeskoku w czasie, a autorki zgrabnie i szybko wyjaśniły nam sytuację.
Czas na uratowanie Sashy kończy się, a tym samym znikają nadzieje obojga bohaterów. Wszystko leży w rękach Taylor, bo to ona posiada zdolności alchemiczne, ale Sasha nie siedzi na tyłku i nie czeka na zbawienie, oj nie. Bardzo mi tym zaimponował, nie rozpaczał nad losem, ale starał się coś robić, mam wrażenie, że nawet bardziej niż jego towarzyszka.
Kolejna bohaterka, której znaczenie wzrosło w tomie drugim to Louise i oh, uwielbiam ją. Silna, sarkastyczna i pewna siebie. Takie postacie lubię najbardziej, rozdziały z jej udziałem zawsze czytało mi się sprawniej i przyjemniej. 
Mam wrażenie, że drugi tom był słabszy od poprzedniczki. Autorki często zapychały strony niepotrzebnymi dialogami lub scenami, czasami fabuła się nie kleiła.
Chociaż "Tajemne miasto" ma też dużo plusów - przede wszystkim więcej alchemii i wszystkiego, co z nią związane, a to duży atutu serii. 
Do tego zakończenie, które było dobrze rozegrane, dużo się działo i akcja została dobrze poprowadzona. Nie będę wam spoilerować, ale chwilami bałam się o bohaterów i ze zniecierpliwieniem czekałam na rozwój sytuacji. 
Ogólnie rzecz biorąc seria jest przyjemna, wyróżnia się na tle innych dzięki wątkowy alchemicznemu, jednak bywa też schematyczna. Polecam ją młodzieży, która lubi, gdy książka pełna jest akcji, tajemnic i zwrotów akcji.

MOJA OCENA: 7/10


Za możliwość przeczytania obu książek dziękuję Wydawnictwu Otwarte